Odbudowana, czyli jak przebudzić wiernych, dotrzeć do zagubionych i nadać Kościołowi znaczenie. Historia katolickiej parafii
Autor: Michael White, Tom Corcoran
Książka, która chciałbym zaprezentować, opatrzona jest kilkunastoma pozytywnymi ocenami (m.in. biskupa, rektora seminarium, profesorów i duszpasterzy, duchownych i świeckich) w stylu: „fascynujący i praktyczny przewodnik”, „wspaniałe świadectwo przemieniającej mocy Bożej miłości”,
Michael White, Tom Corcoran
Odbudowana, czyli jak przebudzić wiernych, dotrzeć do zagubionych i nadać Kościołowi znaczenie. Historia katolickiej parafii
Wydawnictwo Przystanek Jezus (seria „Nowa Ewangelizacja”)
Gubin 2013
Książka, która chciałbym zaprezentować, opatrzona jest kilkunastoma pozytywnymi ocenami (m.in. biskupa, rektora seminarium, profesorów i duszpasterzy, duchownych i świeckich) w stylu: „fascynujący i praktyczny przewodnik”, „wspaniałe świadectwo przemieniającej mocy Bożej miłości”, „lektura opowieści o sukcesie pewnej parafii”, „przydatny materiał dla wszystkich, którym parafie katolickie są bliskie sercu”, „pokrzepiająco szczera i praktyczna opowieść o tym, jak pewna parafia stała się pełną życia wspólnotą katolicką”, „teologia praktyczna w najlepszym wydaniu”.
Kim są autorzy? Michael White jest katolickim księdzem, który studiował w Rzymie, przez pewien czas był sekretarzem swego biskupa, a później został mianowany proboszczem parafii Narodzenia Pańskiego w archidiecezji Baltimore. Tom Corcoran jest jego świeckim współpracownikiem. Obaj zaangażowali się w odnowę parafii, w której pracowali. W tym czasie liczba praktykujących katolików zwiększyła się w niej niemal trzykrotnie (z 1400 do 4000). Choć dla polskiego czytelnika nie są to wielkie liczby, niemniej interesujący może być sam pomysł odnowy parafii i duszpasterskiej wizji.
Z góry trzeba zaznaczyć, że nie jest to książka naukowa, lecz napisana raczej w stylu sprawozdawczo-duszpasterskim. Wyraźnie zostało zaznaczone, że autorzy nie chcieli podejmować szczegółowych kwestii z eklezjologii, prawa kanonicznego, katechetyki czy liturgiki (s. 16). W wielu miejscach powołują się natomiast na wypowiedzi papieży oraz dokumenty soborowe, cytując także różne poradniki dotyczące przywództwa i nowoczesnego zarządzania. Odwołania do amerykańskich świąt, zwyczajów czy wydarzeń sportowych, a także korzystanie z określonej terminologii („silna parafia”, „nastawienie na sukces”, „amerykański sen”) oraz liczne powtórzenia nadają temu dziełu specyficzny charakter. Książka przeznaczona jest dla wszystkich, „którzy kochają swoje parafie” (s. 12). Szerokie spektrum adresatów obejmuje zarówno duszpasterzy, jak i osoby zaangażowane w parafii, a także wszystkich zatroskanych o los Kościoła, także w Polsce.
Książka składa się z 15 rozdziałów ujętych w trzech częściach: I. Istota problemu; II. Droga do rozwoju; III. Rozwijanie strategii. Uzupełnieniem są trzy dodatki dotyczące zmiany kultury opisywanej parafii, spraw, z którymi autorzy ciągle się zmagają, a także swoistego podsumowania – przypomnienia, na czym polega istota zmiany (misja, wizja, strategia).
Parafia ukazana jest tutaj jako „linia frontu” Kościoła i nowej ewangelizacji (s. 11). Punktem wyjścia są rozważania na temat współczesnej „kultury parafii” oraz możliwości jej przekształcania. Przedstawiono dość pesymistyczne statystyki, ukazując, jak znacząca była w ostatnich latach fala odejść katolików od Kościoła (w całych Stanach Zjednoczonych mówiło się o jednej trzeciej osób, które choć wychowane w wierze katolickiej, utraciły ją lub porzuciły).
Autorzy podjęli się odnowy jednej z amerykańskich parafii, czego skutkiem stały się m.in.: wyższa frekwencja praktykujących, ich świadome, odpowiedzialne i pełne zapału zaangażowanie, a także lepsza kondycja finansowa parafii, co z kolei mogło się przełożyć na jeszcze większe i efektywniejsze projekty duszpasterskie. Punktem wyjścia odnowy parafii było stwierdzenie, że większość jej członków funkcjonuje na zasadzie konsumentów, którym kościelni pracownicy starali się zaspokoić różne potrzeby. Ludzie traktowali wcześniej Kościół jak kolejną firmę usługową, gdzie wypełniało się obowiązek albo „zaliczało” określone punkty. Taka sytuacja generowała kolejne pokolenia letnich katolików, którzy często tak obojętnieli, że odchodzili do innych parafii (gdzie ich potrzeby zaspokajano lepiej) albo całkowicie porzucali wiarę. Nowi duszpasterze, choć przez pierwsze pięć lat próbowali kolejnymi akcjami (nowe programy, kursy szkoleniowe, rozrywka, spotkania przy kawie, rekolekcje z darmowymi posiłkami) przyciągać parafian, odkrywali z każdym dniem swoje nieprzygotowanie i nieskuteczność, stwierdzając, że ich zaangażowanie jest zwykłym marnowaniem czasu. Jak sami określili, pod koniec lat 90. parafia była „zgnuśniała i zasiedziała” (s. 23): młodzież nie znosiła katechezy, brakowało katechetów, animatorów i wolontariuszy, istniało mnóstwo podziałów i napięć między pracownikami parafii, oprawa muzyczna nabożeństw była zła, głoszenie słowa Bożego było nie zaplanowane i raczej okazyjne, wiele było pretensji i narzekania, ofiarność parafian drastycznie malała, a potrzeby materialne rosły. Parafia umierała.
Wypaleni, przepracowani, niedocenieni, przygnębieni i rozżaleni duszpasterze doszli do wniosku, że fałszywe były założenia ich pracy. Myśleli, że im bardziej będą się poświęcali, tym bardziej (automatycznie) wzrośnie zaangażowanie, dojrzałość i ofiarność ludzi. Tymczasem umacniała się postawa konsumpcyjna: im więcej parafianie dostawali, tym więcej chcieli. Wiara w codzienności była coraz częściej marginalizowana, a Kościół przegrywał rywalizację o wolny czas z rozgrywkami sportowymi i innymi przyjemnościami. W takiej kościelnej akcyjności tym bardziej nie było mowy o oddziaływaniu na tych, którzy byli niewierzący albo wcześniej odeszli z Kościoła.
Pragnienie osobistego wzrostu i wzrostu parafian zachęcało duszpasterzy do różnych poszukiwań. Przez lekturę Biblii i doświadczenia zaczerpnięte od innych grup chrześcijańskich odkryli pięć celów swej posługi: modlitwę, wspólnotę, formację, posługę i ewangelizację (s. 51). Jezusowe przykazanie miłości i Jego nakaz pozyskiwania uczniów uczynili swoją zasadniczą misją. Odkryli, że ludzie nieznani nie byli w niej mile widziani. Zdecydowana większość parafian nie życzyła sobie w kościele obecności osób poszukujących czy niewierzących. Duszpasterze, mając świadomość, że ewangelizacja jest skierowana zarówno „na zewnątrz”, jak i „do wewnątrz” Kościoła, stwierdzili, że powinni być „atrakcyjni i przystępni dla ludzi z zewnątrz i wymagający dla tych wewnątrz”, a nie – jak było do tej pory – odwrotnie. Trzeba było otworzyć parafię, choć wielu „pobożnym” to się nie spodobało; trzeba było – jak napisali – ruszyć na „walkę w niebie”. Nie chodziło o serwowanie kolejnego bloku rozrywkowego, ale o dobrze przemyślany, dopracowany i zrealizowany program duszpasterski. Mimo oporu, a nawet agresji ze strony nobliwych parafian podjęto systematyczne działania ewangelizacyjne, które opierały się na: silnym przekonaniu o swej misji i potrzebie rozwoju, docenieniu swych katolickich korzeni, traktowaniu wszystkich, także niewierzących i niepraktykujących, jako daru dla Kościoła, profesjonalizmie osób angażujących się oraz zaufaniu w Boże wsparcie. Z niemałym trudem amatorzy stawali się parafialnymi animatorami, a parafialny ugór ziemią życiodajną.
Cel parafii określono w następujących słowach: „rzucanie wyzwań ludziom pobożnym i szukanie zagubionych, aby pomóc im stać się wspólnotą naśladowców Jezusa, którzy będą wzrastać” (s. 90). Zaczęto od określenia misji i jej zasięgu (ok. 50 tys. mieszkańców, w tym ok. 8 tys. luźno związanych z parafią, czyli… całe mnóstwo potencjalnych uczniów Jezusa!), zdefiniowania zagubionych (najczęściej osoby wychowane po katolicku, które odeszły z Kościoła, a ich wyobrażenie o Bogu jest bardzo powierzchowne), stworzenia prostej i konkretnej strategii zapraszania (modlitwa, świadectwo, osobiste zachęty). Duszpasterze mieli świadomość, że sama obecność zagubionych, poszukiwanie przez nich „magii” (jak często postrzegali sakramenty), sama wiedza czy przestrzeganie przykazań, włączenie się w prace parafialne czy budowanie pięknych kościołów nie sprawi, że ludzie staną się uczniami Jezusa. Swe oddziaływania skupili wpierw na posłudze podczas weekendów, a więc na solidnym przygotowaniu do przeżywania Eucharystii (od dobrego przepowiadania przez profesjonalną oprawę muzyczną aż do ważnych szczegółów: zapewnienie miejsc parkingowych, przywitanie przybyłych, pomoc w odnalezieniu miejsca, rzetelna informacja, troska o czystość czy zabezpieczenie techniczne). Za szczegółowe zadania odpowiedzialni byli konkretni ludzie i parafialne grupy. Jak podkreślili autorzy książki: „największym sukcesem programu weekendowego są ludzie, którzy po mszy w kawiarence mimochodem podsłuchują rozmowy o Ewangelii” (s. 138).
Odnowione duszpasterstwo dzieci i młodzieży, na którym bardzo zależało autorom, zostało przedstawione w rozdziale pt. Mobilizacja następnego pokolenia. Założenie, które sobie postawiono, brzmiało: „Msza to ani nabożeństwo dla dzieci, ani czas dla rodziny. To czas, który poświęcamy Bogu. […] dzieci powinny być wdrażane w mszę i powinny uczyć się podczas niej modlić” (s. 144). Jednocześnie przyjęto zasadę: „Robiąc coś dla mojego dziecka, robisz coś dla mnie”, co zaowocowało stworzeniem „strefy dla dzieci”, gdzie oprócz zapewnionej opieki miały one możliwość rozważania fragmentów Biblii, wspólnych śpiewów, zabawy i modlitwy. Dla poszczególnych grup wiekowych przygotowano przystępne i atrakcyjne programy duszpasterskie. Pamiętano, że owocna praca z dziećmi tworzy solidne podstawy do pracy z młodzieżą. Doceniono wolontariuszy i animatorów, którzy pracowali z młodszymi parafianami, tworząc struktury (starsi prowadzą młodszych) i zachęcając do zaangażowania się – do podjęcia określonych posług na rzecz innych. W soboty i niedziele, a także w inne dni tygodnia budynki parafialne wypełniły się dziećmi i młodzieżą.
Zasadniczy akcent w odnowie parafii został położony na wychodzenie do ludzi i głoszenie Bożego słowa, które ma moc przemieniać ludzkie życie (s. 159). Odnowa przepowiadania wiązała się nie tyle z dyscypliną czasową (nie chodziło wyłącznie o krótkie kazania). Przemyślano dotychczasowe błędy (brak programu i pomysłu, efekciarstwo, oderwanie od życia, styl wykładowy itp.); przyjęto, że głoszenie kazań jest podstawowym zadaniem duszpasterzy, dlatego trzeba je solidnie przygotować, przemyśleć i przemodlić, a także poddać ocenie innych. Określono „zasady lepszego głoszenia”: 1. Głoś do siebie; 2. Głoś do wspólnoty (osobiste świadectwo, zainteresowanie doświadczeniami słuchaczy, poczucie humoru); 3. Głoś jedno przesłanie (unikać wielu wątków); 4. Głoś przesłanie w cztero-, sześciotygodniowych cyklach (o liturgii, Biblii, Eucharystii…); 5. Głoś cel przesłania. Głoś przemianę życia (pomóc zmienić słuchaczom ich sposób postrzegania, myślenia, działania); 6. Głoś owoce przesłania (mówić, co mają wiedzieć i zrobić); 7. Głoś komunikaty (jaka będzie zmiana dla parafii); 8. Głoś przesłania innych (korzystanie z różnych pomocy – książek i internetu, synchronizowanie treści, ale nie dosłowne kopiowanie innych głoszących); 9. Głoś przygotowany (bo głoszenie jest priorytetem w pracy duszpasterskiej); 10. Głoś słowo Boga (zachować integralność przesłania).
W kolejnym rozdziale książki (Buduj od dołu) autorzy skoncentrowali się na zjawisku narastającej izolacji: „Amerykanie coraz bardziej zatracają poczucie wspólnoty” (s. 182). Ten brak więzi przenosi się także na słabe relacje między parafianami. Antidotum na rosnącą „aspołeczność” jest budowanie relacji w oparciu o istniejące przyjaźnie i odnoszenie ich do Chrystusa. Fakt odchodzenia od różnego rodzaju stowarzyszeń i pielęgnowanie sfery prywatności przenosił się także na coraz mniej odczuwalną wspólnotę Kościoła. Parafie przestały być „centrami społecznymi”, a poszczególni parafianie stali się sobie obcy. Ludzie przychodzący do kościoła nie znali się, pozostawali dla siebie anonimowi, nie łączyły ich żadne więzi emocjonalne. Duszpasterze pamiętali, że budowanie wspólnoty nie jest procesem spontanicznym i szybkim. Wymaga ono długotrwałego tworzenia więzi i dawania poczucia przynależności. W erze techniki i coraz bardziej powierzchownych odniesień trzeba dążyć do tworzenia grup przyjaciół, którzy budują na wierze. Te żywe wspólnoty zarówno młodych, jak i starszych parafian modlą się i korzystają obficie ze stołu Bożego słowa, odkrywając również możliwości swego posługiwania na terenie parafii, zwłaszcza w licznych dziełach charytatywnych i w konkretnej posłudze na rzecz parafii. Małe grupy (6-10 osób) integrowane są z życiem parafii, otrzymują solidną formację, która prowadzi do przemiany życia („konwersacja i konwersja”). Odpowiedzialność poszczególnych osób za siebie i innych owocuje pozyskiwaniem nowych naśladowców Chrystusa: „Kościół przyszłości będzie Kościołem zbudowanym od dołu z prostych wspólnot powstałych w efekcie wolnej inicjatywy i łączenia się w stowarzyszenia. […] Kościół będzie istniał tylko poprzez nieustanne odnawianie się w wolnym wyborze wiary” (s. 203). Zadaniem duszpasterzy jest promowanie i ukierunkowywanie rozwoju małych wspólnot.
Ważnym problemem Kościoła w Stanach Zjednoczonych (i nie tylko tam) jest kwestia jego finansowania. Zasadniczo żyje on dzięki ofiarności swych wiernych. Autorzy przedstawianej książki przypominają, że także Jezus wiele mówi o pieniądzach, dając nam wskazówki, jak należy je wykorzystywać. Społeczeństwo amerykańskie zostało określone celnym zdaniem: „Ludzie już nie pływają w morzu materializmu, oni się w nim topią. […] Nie wiedzą, jak żyć, ponieważ nie wiedzą, jak dawać” (s. 206). Coraz mniejsze datki wiernych, przyzwyczajonych do „kościoła za półdarmo”, były nie lada problemem dla osób odpowiedzialnych za parafię. Niekończące się zbiórki, festyny czy próby „opodatkowania” parafian nie rozwiązywały problemu. Zmiana w podejściu opierała się na stwierdzeniu: „Możemy poprzestać na owocach… albo sadzić drzewa dające owoce” (s. 212). Należało pozyskiwać nie datki, ale ofiarodawców. Polegało to na swoistym „sprawdzeniu Pana Boga”, obiecującego swoje błogosławieństwo tym, którzy hojnością przezwyciężają chciwość i… nie boją się sumiennie składać dziesięciny. Tę zasadę zaczęto stosować, zaczynając… od samych duszpasterzy! Przyjęto, że składaną ofiarę warto przemodlić i traktować jako osobiste uwielbienie Boga. Nie chodziło o zwykłe „płacenie dziesięciny”, ale o uznanie, że Bóg jest Panem wszystkiego, także tego, co posiadamy. Nie chce „napiwku” czy „reszty, która została w kieszeni”. Zachęcanie ludzi, by byli regularnymi, radykalnymi, procentowymi (oddającymi określony procent) i progresywnymi (zwiększającymi swój wkład) ofiarodawcami, zaowocowało nie tylko spłatą różnych zaległości i stabilnością finansową parafii, ale umożliwiło także rozsądne planowanie parafialnego budżetu. Raz w roku, przy okazji Święta Dziękczynienia, podejmowany jest z ambony temat pieniędzy; ukazuje się wówczas, jakie wydatki, a przede wszystkim, jakie dzieła mogą być realizowane dzięki wielkodusznym gestom ofiarodawców, którzy nie tyle dają, ile… oddają Panu Bogu. Obecnie nie organizuje się już dodatkowych zbiórek, a wszystkie wydatki pokrywane są z pieniędzy, które wpływają na konto parafii dzięki deklaracjom składanym przez parafian. Efektywne zarządzanie parafialnymi pieniędzmi sprawiło, że przestał to być temat ciągłych sporów, a Kościół nie jest postrzegany przez większość parafian jako „organizator kwest”, „firma usługowa” czy „kasyno”. Maksymą stały się słowa Jima Elliota: „Nie jest wcale głupcem ten, kto oddaje to, czego nie może zatrzymać, aby zyskać to, czego nie może stracić”. Nie potrzeby finansowe parafii, ale potrzeba dawania i dzielenia się parafian stała się zasadniczym momentem zwrotnym.
Ważnym elementem przemiany parafii było doświadczenie „wyjścia z ławek”. Reformatorzy założyli, że każdy chce i może zrobić coś dobrego. Nie chodziło więc jedynie o docenienie faktu, że „przyszli do kościoła”, ale o tworzenie możliwości ich zaangażowania, o budzenie motywacji i dawanie okazji, by na miarę swych możliwości każdy był odpowiedzialny za jakąś cząstkę wspólnoty parafialnej. Nie „bracze”, nie „konsumenci” z roszczeniami i narzekaniem, ale świadomi i odpowiedzialni naśladowcy Chrystusa – to miał być najcenniejszy owoc przemiany. Tak jak Jezus domagał się wsparcia od swych uczniów, tak też duszpasterze mają prawo i obowiązek, by mobilizować swych wiernych do różnych posług: „Chrześcijanie, którzy nie posługują w swojej rodzinie parafialnej, są w najlepszym razie naśladowcami w fazie niemowlęcej” (s. 230). Odkrywanie i przypominanie o różnych charyzmatach, zachęcanie i stopniowe włączanie parafian w różne posługujące grupy (zaczynając od prostych zadań na dwie-trzy godziny tygodniowo) tworzy świadomość „gry w jednej drużynie”. Choć samo zorganizowanie takiej parafii – wspólnoty wspólnot nie jest łatwe, to jednak przy determinacji wydaje niezwykłe ono owoce. Ta praca-posługa opiera się na przekonaniu, że jest to – podobnie jak modlitwa – czas dla Boga, że pracuje się z innymi dla innych oraz że jest to szczególna i istotna misja każdego wierzącego. Cała struktura posługiwania jest dobrze przemyślana, ale także dostosowywana do pojawiających się potrzeb, nieustannie oceniana i ulepszana.
Odnowa parafii służy kształtowaniu naśladowców Jezusa. Chrystus odkupił świat, a chrześcijanie nieustannie odnawiają się w Chrystusie. To odnawianie się jest prawdziwym znakiem i wyrazem katolickości, zarówno w wymiarze wewnętrznym – wewnątrz Kościoła, jak i zewnętrznym – w działaniu misyjnym. Osobisty wzrost każdego napędza odnowę całej parafii, która dzięki odpowiedzialnemu i pełnemu miłości posługiwaniu staje się wzorem dla całej społeczności, coraz bardziej otwiera się na zewnątrz. Taka odnowa dokonuje się w małych grupach, w których zaangażowani i odpowiedzialni liderzy mają świadomość, że przede wszystkim działającym jest Bóg, a ludzie są zaproszeni, by włączyć się w to dzieło. Odnowa opiera się na osobistej i wspólnotowej modlitwie, rozważaniu w małych grupach Bożego słowa, odkrywaniu i realizowaniu własnych charyzmatów oraz na wspólnym świętowaniu. Posługa chrześcijańska to coś więcej niż tylko zaradzanie potrzebom innych ludzi. Chodzi o to, by przez tę posługę „otwierać oczy na samego Boga i jeszcze bardziej się w Nim zakochać” (s. 263). Kościół ma być świadkiem i wspólnotą miłości do wszystkich ludzi.
Oprócz „kryzysu powołań” kapłańskich i zakonnych Kościół katolicki w Stanach Zjednoczonych boryka się także z kryzysem wykwalifikowanych pracowników świeckich. Często zbyt pochopnie zatrudnia się niektóre osoby, które nie mając właściwych kompetencji lub pracując w kilku parafiach jednocześnie, źle wpływają na poziom zaangażowania posługujących wolontariuszy i osłabiają programy duszpasterskie. Ich dyspozycyjność i poświęcenie, ale także wynagrodzenie są zbyt małe, by parafie lepiej funkcjonowały. Odnowa opisywanej parafii dokonała się także na tej płaszczyźnie. Postawiono na pracowników z „charakterem”, a więc na ludzi, których cechowała samokontrola, dyscyplina, szacunek, uczciwość, prawość, wiarygodność i pokora, dla których zasadniczą motywacją była chęć naśladowania i głoszenia Chrystusa, a przy tym wyróżniających się wykształceniem i doświadczeniem, umiejętnościami pracy w zespole oraz kreatywnością. Ważnymi kryteriami były także: pozytywne wrażenie, wcześniejsze zaangażowanie w wolontariat parafialny i przekonanie do misji w parafii („zakochanie się w niej”). Tworzenie zespołu świeckich współpracowników wymaga wiele czasu i wytrwałości; opiera się na modlitwie, szacunku oraz dobrej komunikacji. Systematyczne spotkania osób pracujących etatowo w parafii ułożone są według planu, wypełnione modlitwą, omawianiem i oceną bieżących projektów, ale także rozmowami towarzyskimi i wspólną zabawą. Każdy z zatrudnionych powinien czerpać wiele satysfakcji ze swej pracy oraz być gotowym na rozwijanie swego potencjału. Zapłata za tę pracę powinna być uczciwa i proporcjonalna do lokalnych standardów, tak aby osoby zatrudnione mogły utrzymać siebie i swe rodziny. Jest to kwestia priorytetowa. Duszpasterze powinni inwestować w swych współpracowników, kochać ich oraz pomagać im kochać Kościół i pracę, którą wykonują dla Jezusa.
Zasadniczą kwestią w odnowie parafii jest świadomość i zaangażowanie jej liderów – duszpasterzy. Biblijne przykłady wielokrotnie potwierdzały tezę, że historia kształtowana była przez przywódców. Powołanie duszpasterza wymaga od niego odpowiedzialności w tym, co robi. Jego praca polega na służbie parafianom, przedkładając interesy innych nad swoje własne. Egoizm i pycha muszą ustąpić postawie miłości i pokory. Osobista skromność musi się łączyć z profesjonalizmem, ambicja z troską o dobro Kościoła, mądrość z otwartością na innych. Moc duszpasterza wynika z jego zażyłej relacji z Jezusem. Opiera się na stałej formacji (doskonaleniu się), umacnianiu motywacji i odwadze w myśleniu, decydowaniu, mówieniu i działaniu. Duszpasterstwo nie jest akcją, można je porównać raczej do maratonu niż do sprintu – wymaga wierności i wytrwałości.
Ważne jest, by duszpasterze mieli wizję, a więc wyobrażenie tego, co mogłoby i powinno dziać się w ich parafii, by dostrzegając niewystarczalność tego, co jest, byli gotowi na podjęcie właściwych zmian. Takie „święte niezadowolenie” jest początkiem odnowy, kiedy towarzyszy mu przekonanie o tym, że jest ona konieczna i możliwa. Każda z osób odpowiedzialnych za kształt parafii (proboszcz, wikariusz, diakon, katecheta, animator młodzieży, parafianin) jest zaproszona, by zgodnie z własnym charyzmatem rozpocząć takie dzieło zmian. Ważne, by otwierać się w tym na innych: „Nie jesteś osamotniony w swoim bólu, patrząc, jak ludzie masowo odchodzą z Kościoła. […] Nie jesteś osamotniony w swoim poirytowaniu obecnym poziomem przedsięwzięć swojej parafii, w które się angażujesz. Nie jesteś osamotniony w tym, że chcesz, by było lepiej. […] Nie jesteś osamotniony, chcąc pomóc ludziom w radosnym i pełnym miłości przeżywaniu Eucharystii. Nie jesteś osamotniony w swoim pragnieniu, żeby Kościół nadawał znaczenie, wyznaczał cel i kierunek w życiu ludzi. […] Bóg jest z tobą. On pragnie tych zmian jeszcze bardziej niż ty. […] I więcej – powołuje coraz to nowych ludzi mających taką samą gorliwość. […] I kiedy ruszysz do działania, inni też tak zrobią. […] Możemy wywrzeć wpływ na następne pokolenie dla Chrystusa” (s. 307-308).
Opis książki, nawet dość szczegółowy, nie zastąpi jej samej. Zwłaszcza że – jak wspomniano wyżej – nie jest to książka dla naukowców, a raczej dla praktyków, którym sprawy duszpasterstwa są bliskie i drogie, którzy chcą ulepszać funkcjonowanie powierzonych im wspólnot parafialnych. Amerykański kontekst nie powinien zniechęcać. Czytając tę „relację z odnowy parafii”, dość łatwo można odkryć problemy i rozwiązania, które znamy z polskiej rzeczywistości. Co więcej, chwilami miałem wrażenie, że opisywana jest parafia, którą dzięki Ruchowi Światło-Życie noszę od dawna w swoim sercu. Parafialna wspólnota wspólnot wróciła do mnie jako ideał urzeczywistniony, choć za oceanem. Warto sięgnąć po tę książkę, by obudzić w sobie wiarę w konieczność i możliwość odnowy własnej wspólnoty parafialnej, także na płaszczyźnie katechetycznej.
Ks. Radosław Chałupniak – doktor habilitowany nauk teologicznych w zakresie katechetyki, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Opolskiego (katechetyka.diecezja.opole.pl).