„Duchowość na wakacjach naznaczona jest łagodnością” Rozmowa z ks. Krzysztofem Grzywoczem...
Autor: ks. Radosław Chałupniak
Z ks. Krzysztofem Grzywoczem, teologiem duchowości, cenionym spowiednikiem i psychoterapeutą, rozmawia ks. Radosław Chałupniak
„Duchowość na wakacjach naznaczona jest łagodnością”
Z ks. Krzysztofem Grzywoczem, teologiem duchowości, cenionym spowiednikiem i psychoterapeutą, rozmawia ks. Radosław Chałupniak
Jest Ksiądz znanym rekolekcjonistą i kierownikiem duchowym, wiele lat pracował Ksiądz jako ojciec duchowy, proszę spróbować określić, czym jest duchowość, jakiej duchowości potrzebuje współczesny człowiek, a dokładniej – współczesny katecheta?
Często nauczamy o wierze, prawdach wiary, moralności – o ważnych sprawach Bożych i ludzkich. Chrześcijaństwo nie ogranicza się jedynie do nauczania i wiedzy. W tym kontekście duchowość można by określić jako przeżytą wiedzę, doświadczoną teologię, „wcielone” w nasze życie Słowo. Jak przeżywam naukę o Trójcy Świętej, Maryi, sakramentach, sprawach ostatecznych itd., taka jest moja duchowość. Człowiek duchowy jest żywą ikoną tego, czego naucza. Takie nauczanie staje się wtedy także świadectwem, ma blask i siłę przekonania. Istotą doktryny chrześcijańskiej jest więź – „Nie nazywam was sługami, ale przyjaciółmi” (J 15,15). Potrzeba – szczególnie dzisiaj – duchowości spotkania, przyjaźni. Katecheta idzie do szkoły, aby, jak mówił ks. Bronisław Bozowski, „rozszerzać grono serdecznych przyjaciół i łączyć ich w Bogu między sobą”. Dopiero w przestrzeni takiego pragnienia może sensownie nauczać. Chrześcijaństwo bez więzi jest jak muzyk bez instrumentu.
Jakie są Księdza doświadczenia katechetyczne, z czym kojarzy Ksiądz katechezę?
Moje doświadczenie katechetyczne ogranicza się zasadniczo do dwóch pierwszych lat kapłaństwa. Pierwszy rok nauczałem w salce katechetycznej przy parafii Przemienienia Pańskiego w Opolu, a drugi w szkole podstawowej i zawodowej – także w Opolu. Był to czas, kiedy katecheza wróciła do szkoły. Lubiłem katechezę, szedłem do sali katechetycznej, a potem do szkoły głównie po to, aby spotkać dzieci i młodzież. Niektóre z tych więzi pozostały po dzień dzisiejszy. W szerszym rozumieniu jestem katechetą przez całe moje kapłaństwo. Nie brakuje okazji do spotkań i wspólnego odkrywania chrześcijaństwa także poza szkołą. Czasami proszę znajomych katechetów, abym mógł poprowadzić katechezę w szkole – sprawia mi to dużo radości i satysfakcji. Mam wrażenie, że jest to najważniejsza godzina w szkole. Bałbym się o przyszłość dzieci i młodzieży wychowanej bez doświadczenia duchowego i religijnego.
Lutowy numer „Katechety” poświęcony był naszym korzeniom, doświadczeniu historii, odniesieniu do przeszłości. Jak w kontekście także Roku Miłosierdzia postrzega Ksiądz zagadnienie osobistej historii, rozrachunku z przeszłością, grzechów, które do nas wracają?
Miłosierdzie wyraża się także w obejmującym i czułym przyjęciu. Ta postawa związana jest z relacją do innych, ale także do siebie samego. Nasza przeszłość, historia życia jest częścią naszej tożsamości. Kryje w sobie wspomnienia wydarzeń radosnych, szczęśliwych, ale także chwil trudnych, bolesnych i traumatycznych. Jest aktem miłosierdzia względem nas samych a także spotykanych osób, aby pozwolić dojść do głosu tym wydarzeniom i uczuciom z nimi związanymi. Miłosierdzie jest jak łono, które potrafi czule objąć i pomieścić wszystkie te wspomnienia. Tylko to, co jest przyjęte w takim serdecznym i szerokim objęciu, nie działa w nas destrukcyjnie, niszcząc naszą relację z Bogiem i ludźmi, lecz uszlachetnia naszą osobowość i pogłębia spotkania. Bywa i tak, szczególnie wtedy, gdy doświadczenie przeszłości jest wyjątkowo trudne i traumatyczne, że korzystne jest, aby w tym procesie przyjęcia i integracji naszej historii towarzyszyła druga osoba (doświadczony przyjaciel, kierownik duchowy czy terapeuta) – dwie pary oczu zobaczą więcej niż jedna. Włączenie opowieści o swojej przeszłości w serdeczne i dojrzałe spotkanie jest uzdrawiające.
W swych konferencjach często podejmuje Ksiądz temat emocji. Jest to bliskie katechezie. Wielu wychowawców pracujących z dziećmi i młodzieżą doświadcza, jak mocno sfera ludzkich emocji wpływa na jakość naszych oddziaływań. Emocje osłabiają albo wzmacniają katechezę. Jak więc radzić sobie z własnymi emocjami, a także z emocjami naszych katechizowanych?
Emocje są elementarnym spoiwem naszych więzi. Nie ma spotkań bez uczuć. Wiele z nich pozostaje na płaszczyźnie nieświadomej albo są tłumione. Każde spotkanie, głoszona treść, wyrażony gest rodzi jakieś uczucie. Należy je dopuścić do głosu, otoczyć szacunkiem, nie dzielić na dobre i złe, lecz zrozumieć ich przesłanie, słowo, które z sobą przynoszą. Każde uczucie, jeżeli jest dobrze zrozumiane i przyjęte, pogłębia więź i pomaga w głębszym przyjęciu przekazywanych treści. Uczucia są bardzo logiczne i inteligentne – ich interpretacje mogą być nielogiczne i błędne. Katecheta, który słyszy i rozumie uczucia nauczanych osób, pozwala im dojść do głosu, będzie bardziej wiarygodny i lepiej pomoże utrwalić przekazaną treść. Jeżeli nie słyszy i nie rozumie agresji pojawiającej się w grupie dzieci, które katechizuje, jeżeli nie zrozumie przesłania wyrażanych emocji, wtedy dalsze wysiłki dydaktyczne nie mają większego sensu.
Czy – podobnie do inteligencji emocjonalnej – można, według Księdza, mówić o „inteligencji religijnej”? Czym byłaby taka inteligencja?
Może należałoby mówić wpierw o intuicji, słuchu religijnym (analogicznie do słuchu muzycznego). Taka intuicja, słuch (podobnie jak muzyczny), powinna być kształtowana. Każdy ma wewnętrzne zasoby takiej intuicji. Poprzez doświadczenie zdrowej duchowości, spotkania z ludźmi wierzącymi (także katechetami) ten „słuch religijny” jest coraz bardziej ukształtowany i subtelny, pomaga odkrywać duchowy wymiar otaczającego nas świata. Wierzymy, że to, co widzialne, jest jak instrument muzyczny, poprzez który Bóg wyraża swoją miłość. Oczywiście, ta intuicja jest inteligentna i w tym znaczeniu możemy mówić o „inteligencji religijnej”, która jest pewną sprawnością w poprawnym odkrywaniu obiektywnego świata i praw w nim ukrytych. W świetle tak rozwiniętej „inteligencji religijnej” świat jawi się o wiele bardziej optymistycznie – „Pełne są niebiosa i ziemia Twojej Chwały” – śpiewamy w Sanctus.
Większość współczesnych ludzi ciągle jest zabiegana, wydaje się, że nie potrafi zachować właściwego rytmu życia, w którym przeplata się odpoczynek – praca – rozrywka. Jakie, zdaniem Księdza, jest antidotum na codzienny pośpiech? Jak mądrze i dobrze odpoczywać?
Żyjemy aktualnie w świetle encykliki papieża Franciszka Laudato si, która porusza kwestie związane z przeżywaniem przyrody i jej ochroną. Częste przebywanie na łonie natury, wejście w jej ruch, przywraca człowieka naturalnemu rytmowi życia, który wpisany jest w przyrodę. Słowo ekologia pochodzi od greckiego słowa oikos – dom. Oddzielanie człowieka od przyrody rodzi cechy bezdomności, w tym także naruszenie elementarnego rytmu życia. Człowiek żyje wtedy najczęściej zbyt szybko, co jest powodem zaburzeń w sferze somatycznej, psychicznej i duchowej – cały system się rozstraja. Osobiście godzinę sportu dziennie traktuję jak godzinę brewiarzową. Częsty bieg wzdłuż pięknej Odry chroni mnie przed zabieganiem i, mam takie wrażenie, sprawia, że moja praca jest bardziej wydajna i owocna. Oprócz harmonii z przyrodą nastrojeniu człowieka sprzyja doświadczenie dojrzałej kultury (muzyka, literatura, film, teatr itp.). Korzystanie z owoców zdrowej kultury nie jest zbędnym luksusem, lecz obowiązkiem koniecznym dla właściwego rozwoju człowieka. Nade wszystko jednak służą temu spotkania z osobami o dużej kulturze serca. Nic tak nie integruje człowieka jak przyjaźń z Bogiem i człowiekiem. Najbardziej odpocząć można przy Tym, który jest Początkiem, wyrażającym się poprzez naturę, kulturę i w przestrzeni ludzkich przyjaźni.
„Duchowość na wakacjach” – tak brzmi temat obecnego numeru „Katechety”. Jest on dwuznaczny. Z jednej strony wiele osób na wakacjach „zawiesza” swą duchowość, nie rozwija swej relacji do Boga, nie praktykuje swej wiary, z drugiej – wakacje to dobry czas „zatrzymania w biegu” i troski o własne życie duchowe. Jakie formy rozwoju własnej duchowości podczas wakacji poleciłby Ksiądz naszym katechetom?
Praca katechety związana jest z dużym wysiłkiem intelektualnym, psychicznym i wiąże się często z koniecznością przebywania w pomieszczeniach zamkniętych. Wielu nauczycieli umęczonych jest nadmiernym hałasem panującym w szkołach, a także nadmiarem powierzchownych relacji. Nawiązując do tego, co powiedziałem wyżej, adekwatną formą duchowości może być „mistyka przyrody”. Poruszają mnie słowa papieża Franciszka z encykliki Laudato si: „Cały materialny wszechświat jest językiem miłości Boga, Jego bezgranicznej miłości względem nas. Gleba, woda, góry, wszystko jest wyrazem czułości Boga” (nr 84). Proste patrzenie na przyrodę, odbieranie jej najdrobniejszych znaków jako wyrazów czułości Boga może być autentyczną i adekwatną formą duchowości – szczególnie na czas wakacji.
Przypomniana przez papieża zasada „mniej znaczy więcej” (Laudato si, 222) oznacza w kontekście tego pytania troskę o to, aby nie mnożyć praktyk duchowych, ale przeżyć je wolniej, głębiej i bardziej osobiście. Jedno zdanie z Pisma Świętego czy z usłyszanej homilii może wystarczyć na długo, jeżeli potraktowane jest jak drzwi prowadzące do niewyrażalnego Misterium. Być może szczególnie dla nauczycieli, katechetów „duchowość ciszy” jest adekwatną formą relacji z Bogiem. Proste bycie przed Bogiem, bez słów i wyjątkowych gestów, może być jak orzeźwiające źródło, przy którym wszystko się zaczyna. Wtedy odpoczynek „od” (od szkoły, pracy, dzieci itp.) przemienia się w odpoczynek „dla”. Duchowość na wakacjach naznaczona jest łagodnością, delikatnością wobec siebie, gdzie beztroskie i milczące bycie na wygodnym leżaku może być znakiem czułej i intymnej więzi. A gdyby ktoś z boku wyraził wątpliwość co do takiej formy duchowości, można mu wtedy przypomnieć słowa psalmu 23: „Pan pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach”.
Ks. Krzysztof Grzywocz – kapłan diecezji opolskiej, doktor teologii duchowości, ceniony spowiednik i psychoterapeuta.